Obóz Hufca Lubliniec w Międzyzdrojach 1948r.
28 czerwca 1948r. o godzinie 2.00 z dworca w Lublińcu - odjechał pociąg do Międzyzdrojów, na jeden z największych w historii powojennej obozów Hufca Lubliniec (obóz liczył ponad 300 osób). Tym razem harcerze podróżowali wagonami towarowymi, w których zbudowano piętra do spania.
Wśród drużyn, które wyjechały nad morze była: drużyna kleryków z Lublińca, harcerze z Kalet, harcerze z Dobrodzienia, druhowie z drużyn z OSW dla dzieci głuchych, oraz harcerze z drużyn lublinieckich.
Wśród wyjeżdżających znaleźli się między innymi: Marian Ożarowski (komendant obozu), Stanisław Wojciechowski, Roman Bieniek, Teresa Ożarowska, Ryszard Podleśka, Jerzy Antczak, Kazimierz Bromer, Bogdan Bromer, Jerzy Pelc, Romuald Mizgalski, Czesław Okręt, Franciszek Smyrek, Józef Wawrzyńczyk, Michniewski, Sylwester Grześkowiak, Wiktor Habatuła, Zdzisław Śliwa, Jan Grzesik, Anatol Muszała (oboźny zgrupowania), Wit Ożarowski, Mieczysław Pawłowski, Ryszard Pyka, Janusz Wilimowski, Jabłoński, Marian Skorupa, Bolesław Klama, Jerzy i Leszek Gasztychowie, Marian Gruchman, Bogusław Sochnacki (Franc), Piotr Chełkowski, Włodek Polak, Leszek G. Grabowski, Zygmunt Wójcik, Krzywiński, Krzysztof Berbeka, Tadeusz Antczak.
Droga wiodła przez Poznań, gdzie część uczestników obozu, wykorzystując przerwę zwiedza Ogród Zoologiczny i Botaniczny. Kolejny przystanek to - Szczecin, tutaj harcerze mają możliwość zobaczenia z bliska - żaglowca "Daru Pomorza", cumującego w porcie szczecińskim.
Późnym wieczorem 29 czerwca docierają do celu podróży - Międzyzdrojów. Obozy zostają rozmieszczone na terenach parkowych w okolicach Kawczej Góry (dzisiaj to teren Wolińskiego Parku Narodowego).
Od razu przystąpiono do budowy podobozów. Roboty było co niemiara i pionierka obozowa zabiera kilka dni.
Przed namiotem obozowym, od lewej stoją druhowie:
Lutek Bożejko, Anatol Muszała, Mieczysław Pawłowski,
Ludwik Tobor, Józef Wawrzyńczyk, Tadeusz Antczak
Nie pomagała w tym pogoda, która przez pierwsze dwa tygodnie witała co rano harcerzy deszczem i chłodem. Obozowicze spali w dużych, starych namiotach z Unry,
zaś kadra mieszkała w zbitym z desek jako podmurówka - namiocie, przykrytym poniemieckimi pałatkami wojskowymi, które można było spinać. Wewnątrz namiotów prycze z siennikami przywiezionymi z Lublińca:) jakiś kąt na magazyn, sprzęt itp.
Każdy podobóz miał własną kuchnię i kuchcików harcerzy. Zadanie jakie stawało przed kucharzami było ciężkie - codziennie trzy posiłki i 50 druhów, którzy kochali jeść:) I tak np.: gdy kucharzom przyszła ochota by na obiad podać pierogi musieli - wyrobić ciasto, następnie nadziać je jagodami (wcześniej uzbieranymi przez drużynę), a potem to wszystko ugotować. W sumie by wykarmić głodnych harcerzy trzeba było zrobić, aż 120 pierogów wielkich jak dłoń, a posiłek wydawać przez 3 godziny:) Zdarzały się też w kuchni historie tragiczno-komiczne. Otóż jak wspomina druh Kazimierz Bromer: "pewnego razu kuchcik myjąc w morzu wielki kocioł - zrobiony ze starego bębna wojskowego, tak się w swojej pracy zapomniał, że wpadł do garnka i podryfował w głąb morza na 40 metrów. Na szczęście na czas wezwana ekipa ratownicza:) ściągnęła przerażonego harcerza na suchy ląd."
W obozie wybudowana została kapliczka obozowa,
przy której harcerze co ranka modlili się słowami harcerskiej modlitwy:
O Panie Boże Ojcze nasz
W opiece swej nas miej.
Harcerskich serc Ty drgnienia znasz
Nam pomóc zawsze chciej.
Wszak, Ciebie i Ojczyznę
Miłując chcemy żyć.
Harcerskim prawom w życia dniach
Wiernymi zawsze być
A każdej niedzieli jak pisze w kronice obozowej druh Jerzy Antczak: "równym krokiem, ciemno zielony wąż mundurów harcerskich wysuwa się z obozu udając się na mszę świętą. Następnie przemarsz ulicami miasta ze śpiewem..."
W poczcie sztandarowym od lewej:
Krzysztof Berbeka, Czesław Okręt, Marian Skorupa, Bolesław Klama
Dzień rozpoczynał się już o godzinie 6.00, pobudką graną na sygnałówce (czasem zastępował ją gwizdek).
Jednak zastęp służbowy, wstać musiał zdecydowanie wcześniej by śniadanie było na czas przygotowane:)
Potem - poranna toaleta, właściwie w morzu, bowiem podobozy znajdowały się około 150 m do plaży. Za zajęcia gimnastyczne i sportowe na obozie odpowiadał członek HKS, druh Jerzy Pelc-Piastowski.
Następnie, modlitwa, posiłek, apel
i do pracy - bowiem podczas tego obozu, harcerze brali udział w akcji "Harcerska Służba Polsce" w ramach, której pracowali (średnio po trzy godziny dziennie) np.: przy rozbiorce zniszczonych domów i odzyskiwaniu z nich cegieł (cegły następnie wagonami jechały do odbudowującej się Warszawy), przy wzmacnianiu wydm, czy przy kopaniu i zasypywaniu rowów, w których biegła woda dla miasta.
Po obiedzie, gdy tylko pozwoliła na to pogoda najchętniej wszyscy spędzali czas na plażowaniu
lub organizowane były wyprawy i wycieczki, te bliższe, jak np.: do Międzyzdrojów,
Międzyzdroje, od lewej idą:
Anatol "Tolek" Muszała, Jerzy Pelc-Piastowski, Mieczysław Pawłowski, Tadeusz Antczak
do portu wojennego w Świnoujściu, czy dalsze do Szczecina, gdzie harcerze obejrzeli Zamek Książąt Pomorskich, gród piastowski (a właściwie pozostałości po nim), oraz port, a w nim statek pasażerski "Beniowski" (wł. Kaiser - pierwszy turbinowiec w niemieckiej flocie handlowej), który na druhach zrobił niemałe wrażenie.
Jednym z najpopularniejszych popołudniowych zajęć, były rozgrywki sportowe. Najczęściej były to mecze piłki nożnej i siatkówki. Nasze "czarne koszule" - zespół hufca złożony z członków HKS (Harcerskiego Klubu Sportowego) tak nazywano ich ze względu na kolor koszulek w jakich grali, toczyły zaciekłe, zazwyczaj zwycięskie boje najczęściej z drużynami z innych obozów, ale zdarzało się też dać łupnia akademikom z Warszawy czy Poznania, zespołowi Kolejarza Goleniów, lub walczyć jak równy z równym - z zespołem reprezentującym Marynarkę Wojenną - "Flota Świnoujście".
Tak te chwile wspomina uczestnik obozu - Jerzy Antczak: "Ale z czego byłem najbardziej dumny, to z występów w piłkarskiej reprezentacji obozu. Grałem na lewej obronie. W czasie obozu graliśmy z różnymi reprezentacjami i prawie zawsze wychodziliśmy zwycięsko. Mieliśmy w drużynie świetnych zawodników. Jednym z nich był Tolek Muszała, który grał zawodowo w Kolejarzu Katowice. On był filarem zespołu i chyba kapitanem. A teraz mecz, który będę pamiętał do końca życia. Po naszych sukcesach, wypowiedziała nam mecz reprezentacja marynarki wojennej. Graliśmy na jakimś piaszczystym boisku, głównie w trampkach, bo nie mieliśmy piłkarskich butów. Natomiast marynarze prezentowali się jak zawodowcy. W pełnym rynsztunku. Butach z kolcami. Ale my tego dnia byliśmy dysponowani jak nigdy. Do przerwy prowadziliśmy z marynarzami 3 do zera! Ale jak potem dowiedzieliśmy w przerwie ich trener wydał prikaz: "Wygrać z gnojkami. Bo pójdziecie do mamra!!!!." I rozpoczęła się, gra na kości. Kończyliśmy w siódemkę przegrywając 4 do 3. Przy pomocy sędziego, który był skumany z marynarską ferajną. Ten mecz mam ciągle przed oczyma."
Późnym wieczorem, po zapadnięciu zmroku, odbywały się bardzo ważne dla każdego obozu - ogniska. Poszczególne zastępy przygotowywały różnego rodzaju skecze oparte najczęściej o różne przygody harcerskie, przeplatane piosenkami harcerskimi i bardzo nostalgicznymi piosenkami powstańczymi. Na ogniska te zapraszani byli mieszkańcy Międzyzdrojów i letnicy. Przygotowywane plakaty obwieszczające o terminie i godzinie Ogniska wieszane były w centrum Międzyzdrojów i zachęcały do przybycia. Ogniska te świetnie przygotowane muzycznie, cieszyły się dużym zainteresowanie i olbrzymią frekwencją gości (największą popularnością cieszyły się ogniska harcerzy z Kalet i Lublińca). Podziękowaniem za występy było przynoszone na kolejne ogniska olbrzymie ilości cukierków, które wręczano uczestnikom zgrupowania.
Zdarzało się też harcerzom naszego hufca brać udział w imprezach na terenie miasta, tak było np.: przy okazji Święta Samorządności, gdzie wystąpił chór naszych rewelersów (czteroosobowej formacji śpiewającej na głosy z akompaniamentem fortepianu). Trzeba wiedzieć, że wtedy w Międzyzdrojach nie było wiele atrakcji kulturowych, stąd występy harcerzy cieszyły się wielkim powodzeniem, zdarzało się, że wspierali ich zawodowi artyści, zakładając mundurki bądź fartuchy dziewcząt.
Członkowie Komendy Obozów
od lewej: Henryk Pyka, Józef Wawrzyńczyk, Jerzy Pelc-Piastowski
Janusz Pelc oraz gość kol. Koszarek
Wszystko co dobre szybko się kończy, tym razem zakończyło się 28 lipca 1948. Harcerze sprzątnęli obóz i samochodami ruszyli w stronę dworca PKP. Poza kapliczką obozową, po obozie nie pozostał żaden ślad.
W drodze powrotnej zatrzymali się jeszcze we Wrocławiu, by zwiedzić nowo otwarta Wystawę Ziem Odzyskanych. Do Lublińca dotarli 31 lipca.
Wrocław, tzreci od lewej - Jerzy Pelc Piastowski
Jedną z pamiątek, która pozostała po obozie jest "Kronika obozowa" napisana w części przez ówczesnego harcerza lublinieckiego Jerzego Antczaka, tego samego, który 27 lat póżniej nakręcił kultowy serial "Noce i dnie", czy wyreżyserował film o życiu Fryderyka Chopina - "Chopin. Pragnienie miłości".
Materiał opracowany na podstawie:
Dh Bolesław Klama - Wspomnienia
Dh Marian Ożarowski - Wspomnienia
Dh Leszek G.Grabowski - ZHP w Kaletach 1939-1949
Dh Kazimierz Bromer - Wspomnienia
Kronika obozowa prowadzona przez dh Jerzego Antczaka
Dh Anatol Muszała - Wspomnienia
Zdjęcia:
Archiwum Hufca Lubliniec
Zbiory prywatne - Małgorzata i Marian Ożarowski
Leszek G.Grabowski - ZHP w Kaletach 1939-1949
Zbiory prywatne - Kazimierz Bromer
Zbiory prywatne - Anatol Muszała