Zdzieszowice 1959r.
Latem 1959r. harcerki i harcerze lublinieccy wyjechali na obóz do Zdzieszowic (okolice Góry Św. Anny). Obóz trwał 3 tygodnie od 24 lipca do 18 sierpnia. Namioty harcerek zostały rozbite w okolicach szkoły, w której zakwaterowały się zuchy, zaś harcerze obozowali w lesie pod wioską.
Szkoła w Zdzieszowicach - widok współczesny
Tak wspomina ten obóz jego uczestnik druh Karol Wenger: "Pamiętam, że obóz był umieszczony na polanie o wyraźnym kształcie prostokąta. Ten plac był otoczony lasem. Jedynie od strony wioski Zdzieszowice dzieliła nas polna ulica z zabudowaniami koloni domków. Wtedy mi się wydawało że jesteśmy w Niemczech, gdyż dużo miejscowych ludzi mówiło po niemiecku. Komendantem był albo dh. Marian albo dh. Zenek. Dla mnie wtedy byli oboje najważniejsi, natomiast dh. Ludwik Tobor był oboźnym podobnie jak w Ponoszowie.
Na środku placu był wysoki maszt w postaci krzyża z gniazdem w połowie wysokości. Ja po drabince linowej wchodziłem na masz dwa razy dziennie, bo umiałem grać na fanfarze... i rano grałem "Pobudka wstać", a wieczorem "Idzie noc". Nie daleko dalej była szkoła, w której pod wodzą dh. Roźniewskiej obozowały harcerki.
Naszą misją było uświadamianie tamtejszym mieszkańcom, że Zdzieszowice to teraz Polska. Zapraszaliśmy ich na ogniska wieczorne, śpiewaliśmy piosenki.
Zdjęcie wykonane z okna szkoły. Widoczny namiot był wartownią,
w którym spały harcerki kiedy miały służbę wartownicza.
Był to jedyny namiot na placu szkoły.
Najbardziej utkwił mi w pamięci powrót do Lublińca, pamiętam szczegóły do dziś. Samochód ciężarowy i traktor z przyczepami dojechał do Lipia Śląskiego. Musieliśmy wszyscy zejść i ze sztandarem na czele w czwórkach, na nogach, wkroczyliśmy do Lubliny jak żołnierze, którzy wracali z poligonów co roku. W mieście na chodnikach było wielu mieszkańców Lublińca i bili nam brawa za dziarski krok (musztra w czasie obozu zrobiła z nas prawdziwych żołnierzy). Pamiętam na czele maszerował potężny w krótkich spodniach dh. Zenek obok niego dh. Marian, dh. Tobor i dh. Rożniewska oczywiście po drodze cały czas piosenka na ustach szczególnie często śpiewana ""Już zachodzi czerwone słoneczko". I jeszcze ważna sprawa prawie wszyscy mieliśmy plecki wojskowe z prawidłowo zwiniętym kocem przytroczonym do plecaka wraz z menażką.
Na podstawie:
Wspomnienia - Karol Wenger
Archiwum Hufca Lubliniec
FotoPolska