Historia Hufca Lubliniec

Harcerstwo to nie jest coś, co się umie, ale to jest coś czym się jest.

Szczawa 1991r.

Latem 1991r. (od 1 do 14 sierpnia 1991r.) grupa 17 harcerek i harcerzy z całego powiatu lublinieckiego wyjechała na kolonię harcerską do Szczawy (powiat limanowski). Komendantką koloni została druhna phm. Barbara Koloch. Wśród uczestników wyjazdu znaleźli się: Katarzyna Obidzińska, Małgorzata Parduła, Jarosław Śitek, Anna Świątczak, Joanna Tyrol, Beata Żyłka, Agata Pabiasz, Anna Kusztal, Mariola Maks, Nina Bejm, Barbara Borecka, Ewelina Dulska, Radosław Gabiga, Joanna Hrycyk, Ewa Jaszczyk, Sylwia Kozłowska, Anna Kubat

dwkrokus1991rt
DW Krokus - widok współczesny

Uczestnicy koloni zamieszkali w Domu Wycieczkowym "Krokus", zaś stołowali się w restauracji "Kiczora" oddalonej od pensjonatu o 300 metrów.

restauracjakiczoraszczawa
Restauracja "Kiczora" w Szczawie

Podczas pobytu w Szczawie, uczestnicy koloni starali się poznać jak najlepiej okolicę, tą bliższą - poprzez wyprawy piesze nad rzekę, zwiad terenowy czy podchody oraz tą dalszą w formie wycieczek do: Nowego Sącza, Czorsztyna, Przełom Dunajca i Mszany.

Harcerki dużo śpiewały:) przy każdej okazji jak i podczas specjalnie zorganizowanych imprez, jak np. "Festiwal Piosenki Zwariowanej". Dbały o formę fizyczną:) podczas gier i zabaw sportowych i pieszych wędrówek po górach czy do lasu.

Nie zapominano o ogniskach, które odbywały się prawie co dnia i o zdobywaniu sprawności harcerskich z zakresu terenoznawstwa, czy orientacji w terenie. Ważnym elementem codziennych zajęć była musztra harcerska.

Tak wspomina obozowe chwile druhna Barbara Koloch (komendantka obozu): "Przez kilka pierwszych dni padał deszcz. Kiedy wreszcie wyszło słońce poszliśmy się wykąpać w pobliskim potoku Kamienica. Podczas kąpieli Małgosia Parduła uderzyła ręką w kamień. Bolał ją palec, ale myśleliśmy, że to stłuczenie. Jednak następnego dnia palec bolał nadal, więc trzeba było znaleźć pogotowie ratunkowe. Było w Limanowej, a ponieważ drugi opiekun był jednocześnie kierowcą naszego autobusu (i moim mężem:)), więc nie było innej rady - zapakowaliśmy cały obóz i wszyscy wpakowaliśmy się do szpitala. Patrzyli na nas, jakby zatrucie zbiorowe nas dotknęło. Palec okazał się złamany i trafił do gipsu. Pamiętam, że Gosia prosiła, aby nie zawiadamiać rodziców, bo na pewno ją zabiorą do domu, a ona nie chce jechać. Kiedy indziej organizujemy dyskotekę. Miejscowi chłopcy tak bardzo zainteresowali się naszymi dziewczynami, że po autobusie biegali, żeby się dostać do naszego domu po zakończonej zabawie. Nie było innej rady - złapaliśmy jednego, zabraliśmy mu legitymację szkolną i powiedzieliśmy, że jeśli cokolwiek będzie zniszczone - zgłosimy go na Policję, to była najspokojniejsza noc podczas całego pobytu - młody pilnował niczym żołnierz całą noc. Pamiętam też, że przez kilka dni wizytowała nas i przebywała razem z nami druhna Małgorzata Włodarczyk".

Opracowane na podstawie:
Archiwum Hufca Lubliniec
Wspomnienia - druhna Barbara Koloch

Zdjęcia:
http://szczawakrokus.pl