Obóz harcerski w Otmuchowie-Paczkowie 1947r.
Już w czerwcu 1947r. druhowie: Roman Mizgalski, Czesław Okręt i Marian Skorupa jadą do Otmuchowa by ustalić odpowiednie miejsce na obozowisko, obozu, który ma się tam odbyć latem. 24 lipca drużyna gimnazjalna, pod opieką druha Mariana Ożarowskiego i Zbigniewa Ociepko rusza pociągiem do Otmuchowa.
Wśród harcerzy wyjeżdżających na obóz są jeszcze między innymi: Sylwester Grześkowiak, Roman Bieniek, Wit Ożarowski, Kazimierz Bromer, Marian Gruchman, Józef Klimanek, Zbigniew Weiss, Malinowski, Jan Ogórek, Teodor Tomczak, Roman Mizgalski, Czesław Okręt, Marian Skorupa. Ruszają, jak to bywa w tym czasie ze sprzętem na plecach:). Niestety po dotarciu na miejsce okazuje się, że w jeziorze nie ma wody, gdyż ta pod koniec czerwca została spuszczona do Odry, z powodu czyszczenia śluz:(. Mimo wszystko harcerze rozbijają obóz nad brzegiem jeziorka. Na dnie zbiornika pozostały w zagłębieniach małe oczka wodne, w których pływa sporo ryb. Przez kilka następnych dni są one głównym składnikiem posiłków przygotowywanych na obozie (nie trzeba do tego nawet wędki, łowią rękoma).
Po kilku dniach kadra obozu podejmuje decyzję o zmianie lokalizacji obozowiska i harcerze wędrują do Paczkowa, gdzie rozbijają nowy obóz za miastem w zakolu rzeki. Tutaj zaskakuje ich burza. Jeszcze nie ukończone obozowisko w części spływa do rzeki:( Kolejne dni mijają na budowie nowego obozowiska: budowanie pryczy, masztu, suszenie sienników.
Tym razem na obozie nie ma stałego kucharza, każdy zastęp dyżurny przygotowuje posiłki. Niestety, są problemy z wyżywieniem. Harcerze radzą sobie jak potrafią. Jak pisze we swych wspomnieniach druh Bromer: "Pewnego dnia druh Zbyszek Weiss wymyślił kopytka no i było wyrabianie ciasta i gotowanie. Kluski okazały się jednak być takie twarde, że obiad w tym dniu trwał bardzo długo:)". Innego dnia, tym razem opowiada druch Gruchman: "przygotowywaliśmy omastę z boczku, niestety zalęgły się w nim pędraki, nie mogliśmy sobie pozwolić na wyrzucenie całego boczku, toteż za pomocą noża - robaczki wykrawaliśmy :)". Pod koniec obozu sytauacja się na tyle poprawia, że harcerze pozostają w Paczkowie o kilka dni dłużej.
Druhowie pomagają okolicznej ludności przy żniwach, stawiając stopki na pobliskich polach. Zwiedzają także piękne miasto, w którym prawie w całości zachowały się średniowieczne mury (stąd też Paczków zwany jest "polskim Carcassonne"). Wybierają się także do Kłodzka, gdzie mają zamiar zwiedzić twierdzę. Jednak "żołnierze z WOP-u nie chcą nas wpuścić. My jednak nie dajemy za wygraną, obchodzimy całą górę na około i od stromej ściany, gdzie nikt nie pilnuje po piorunochronach przez wykop zdobywamy twierdzę. Wewnątrz porzucony sprzęt, sporo map poniemieckich, zabieramy je ze sobą" - odpowiada druh Kazimierz Bromer.
Obozowym trębaczem i głównym grajkiem jest Józef Klimanek. To on komponuje piosenkę "Paczkowskie mury w sercu mym..". Piosenkę, która jeszcze przez wiele lat będzie śpiewana przez lublinieckich harcerzy. A jej refren brzmi tak:
Paczkowskie mury w sercu mym, zostaną póki będę żył.
Stare baszty, co w słonecznym blasku lśnią
Będą mi wspomnieniem, kiedy będę sam.
Żegnaj grodzie Ty, co dałeś tyle błogich chwil.
Żegnaj, może jeszcze raz powrócę tu
i zanucę moją piosenkę znów.
Na obozie panuje świetna atmosfera, w końcu druhowie znają się jak "łyse konie". To nie tylko harcerze, ale i przyjaciele. Często dochodzi też do zabawnych sytuacji. Bohaterem jednej z nich jest wspominany wcześniej druh Zbyszek Weiss, który podczas gry nocnej, spotkany w lesie przez "nieprzyjacielski" patrol, na pytanie co tutaj robi - odpowiada -"imituję krzaki":). Innym razem druh Lucjan Malinowski, podczas swojej porannej warty - zasypia. Gdy się budzi, już dawno jest po 6. Pomysłowy harcerz cofa wszystkie obozowe zegarki o godzinę. Po czym budzi kadrę:) Być może sztuczka druha Malinowskiego nigdy nie zostałaby odkryta, gdyby nie zastęp harcerzy, który późnym popołudniem udał się do kina na film. Jak łatwo się domyślić - seans właśnie się kończył:). Zdarzyło się też druhom podczas marszu po mleko (do pobliskiego gospodarstwa) - cały jego zapas, "zupełnie przypadkowo" wylać do rzeki. W tym czasie harcerze myjący w dole rzeki menażki, nie mogli wyjść z podziwu, - jak to z niebieskiej Nysa stała się biała:)
Obóz kończy się 20 sierpnia. Harcerze wracają do Lublińca.
Opracowane na podstawie:
Dh Kazimierz Bromer - Wspomnienia
Dh Marian Ożarowski - Wspomnienia
Dh Marian Gruchman - Wspomnienia
Zdjęcia:
Archiwum Hufca ZHP Lubliniec
Zbiory prywatne - Marian i Małgorzata Ożarowski