Historia Hufca Lubliniec

Harcerstwo to nie jest coś, co się umie, ale to jest coś czym się jest.

Obóz harcerski w Turawie - 1947r.

1 lipca 1947r.  harcerze Hufca Lubliniec (ci młodsi), w liczbie około 35, pod opieką komendanta obozu - druha Mieczysława Pawłowskiego i oboźnego druha Anatola Muszały, wyjeżdżają na obóz do Turawy. Jadą pociągiem, aż do Dębskiej Kuźni, wraz z całym obozowym sprzętem (zmieścił się nawet maszt:)). Następnie z namiotami, wyposażeniem kuchni i plecakami wędrują przez las (około 7km) na polankę nad małym stawem. 

paczkow1201623457

Od razu przystępują do budowy obozowiska: rozkładają namioty, budują prycze, wypełniają sienniki (słomą ofiarowaną przez gospodarzy ze Szczedrzyka). Powstaje kuchnia, jak pisze druh Bromer: "Brak cegły czy kamienia na piec. Zwiadowcy rozeznają na przeciwnym brzegu jeziorka jakiś opuszczony dom. Idziemy naokoło - jest cegła, ale nie chce nam się nosić taki kawał drogi, tym bardziej, że jest gorąco. Znajdujemy jakieś drzwi, kładziemy na wodę jak tratwę, ładujemy cegłę płynąc i ciągnąc za linkę holujemy jak barkę - cegła zbyt ciężka, nie możemy siadać na tratwę."

Kolejne dni mijają zdobywaniu sprawności, wędrówkach po okolicy, grach harcerskich, podchodach i ... pływaniu(wpław i na pontonie). W okolicy rozbili się także harcerze i harcerki z innych hufców, toteż kadra stara się integrować z innymi podobozami jak potrafi:). A to wypływa na pontonie na staw, w okolicę obozu harcerek z Krakowa, grając na akordeonie i  śpiewając arie operowe (prym tutaj wiedzie druh Roman Grzesik, członek opolskiego chóru), czy też podkradając sztandary innym obozom, lub co się też niestety zdarza, tracąc je na rzecz innych (tak stało się w przypadku udanej eskapady druhów z Poznania). Wieczorami długo paliły się ogniska, przy których radośnie śpiewała brać harcerska:)

Jedzenie jak wspomina druh Kazimierz Bromer, który jest za nie odpowiedzialny podczas obozu, jest niezłe: "Dla poprawy humorów wymyślono marmoladę z czarnych jagód. Każdy może smarować chleb ile zechce. Niestety nikt nie pomyślał o tym, że owoców, tym bardziej jagód nie można smażyć w ocynkowanym garnku. Zaczyna się bieganina po krzakach:)". W aprowizacji pomaga niezastąpiony druh Janek Grzesik kursując na swym motorze z przyczepką między obozem a sklepem.

21 lipca, po trzech tygodniach, trzeba było wracać. Harcerze sprzątają obozowisko i palą słomę z sienników (tu prawie doszło do małego pożaru:)). W kilka godzin po miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą stały harcerskie namioty, nie ma śladu. Wiara rusza do pociągu. Obóz się kończy.

 

Opracowane na podstawie:
Dh Kazimierz Bromer - Wspomnienia
Dh Anatol Muszała - Wspomnienia

Zdjęcia:
Archiwum Hufca Lubliniec