Rajd "Trzy Płomienie"
Jeśli wyobrazić sobie wędrówkę w majowy weekend, przeplataną niebanalnymi wyzwaniami, w doborowym towarzystwie, wspaniałych okolicznościach przyrody i bez względu na pogodę, to byłaby to z pewnością trasa rajdu „Trzy Płomienie”.
„Trzy Płomienie” był rajdem pieszym organizowanym w latach 2006-2011 dla wędrowników i przez wędrowników, a mianowicie – przez 85 Kielecką Drużynę Wędrowniczą „Trzy Płomienie”. Lublinieccy harcerze pojawili się dopiero na drugiej jego edycji, tj. w 2007 roku, w patrolu składającym się z członków 29DW „Le Millas”.
Impreza rozpoczęła się 18 maja w położonych około 20 km od Kielc Chęcinach, a udział w niej wzięło aż 28 ekip. Do zadań patroli pierwszego dnia należał m.in. bieg na szczudłach, układanie domku z kart na dziedzińcu starego dworu, rozegranie partii golfa w środku lasu, wyścigi mumii czy (górująca nad resztą atrakcji) wspinaczka skałkowa. Nocleg wędrownicy spędzili w miejscowości Szewce, gdzie odbyła się aukcja (przygotowanych w ramach zadania przedrajdowego) upominków, wśród których znalazły się m.in. lalka Zofia-spadochroniarka, kosz owoców, a nawet przystanek autobusowy. O poranku, skoro świt, patrole wyruszyły w dalszą trasę – do kieleckiego Klasztoru na Karczówce, by następnie wziąć udział w grze miejskiej. Wieczorem, prócz tradycyjnego harcerskiego ogniska, odbył się (wyświetlany na ścianie kaplicy) pokaz zdjęć z trasy. Na apelu końcowym wszyscy uczestnicy rajdu zostali obdarowani pamiątkowymi koszulkami (czarnymi z trzema płomieniami w czerwono-żółtym okręgu na piersi) oraz naszywkami na mundury (również czarnymi, podłużnymi, z czerwono-żółtymi napisami – do naszycia nad prawą kieszeń).
Druhowie Piotr Widera i Danis Krawczyk w koszulkach Rajdowych. 2007r.
Rok później, w maju 2008 „Le Millas” znów wyłoniło ze swych szeregów 10-osobową reprezentację, która wraz z posiłkami w postaci dwóch druhenek z 21DSH wyjechała na podbój gór Świętokrzyskich. Wraz z sobą wzięli też „kijaszek”, stworzony w ramach zadania przedrajdowego, a mający zostać upominkiem dla innej ekipy rajdu. W pewnym momencie stał on się też powodem chwilowego oddalenia się jednego z druhów od reszty patrolu, gdyż ten nieopacznie pozostawił kij pod przydrożnym sklepem. W pierwszym dniu, oprócz wyzwań na punktach każdy z patroli miał też do wykonania deser, który następnie poddawany był ocenie (zarówno wizualnej, jak i organoleptycznej) organizatorów – lubliniecki patrol przygotował lody z posypką, w asyście mandarynki i z waflami w kształcie płomieni wędrowniczej watry. Tego roku również nie brakowało suwenirów dla uczestników rajdu – każdy mógł wyjechać w pamiątkowej koszulce (czarnej z trzema smukłymi płomieniami po boku i żółtym napisem „Trzy Płomienie 08” na plecach) oraz z kolejną podłużną naszywką nad kieszeń munduru – tym razem białą. Po powrocie naszych wędrowników na stronie internetowej 29DW pojawił się następujący wpis:
W dniach 16-18 maja 2008 roku wzięliśmy udział w ogólnopolskim rajdzie wędrowniczym „Trzy Płomienie”, organizowanym przez 85KDW „Trzy Płomienie”. W tym roku startowaliśmy z Kielc (z Placu Niepodległości) na północ, by dotrzeć do Suchedniowa. Patrol nasz (de facto odpowiadający numerowi 311) nazwaliśmy „Szczep Millenium i przyjaciele”, uwzględniając przy tym dwie druhenki z 21DSH. Bez wahania możemy stwierdzić teraz, że mieliśmy naprawdę mocną ekipę, w której zawierali się: niezwyciężone druhenki Kasia Golczyk i Ania Kamińska (ze wspomnianej już wcześniej 21DSH), Patrycja Franciszczok, Monika Sowa, Ola Kawa, Marta Bruchmuller oraz mężni druhowie Paweł Kimel, Kuba Kłobus, Paweł Krych, Dominik Michorzewski, Maciek Wilk i Kuba Mirek. Podczas trwania rajdu zapoznaliśmy i zintegrowaliśmy się z 34RDW pochodzącą z Radomska. Mimo to, że ostatecznie nie zdobyliśmy wysokiego miejsca, każdy był zadowolony z przebytej wędrówki i wykonanych zadań. W drodze powrotnej nie obyło się oczywiście bez głośnych zabaw pod McDonaldem, po których ludność Kielc krzywo na nas patrzała. Z zniecierpliwieniem czekamy na następną edycję!
Deser w 2008r.
Uczestnicy Rajdu "Trzy Płomienie" w koszulkach rajdowych
Od lewej: Maciej Wilk, Monika Sowa (trzymająca „kijaszek”),
Paweł Kimel (w pamiątkowej koszulce z edycji 2007). Rok 2008
I było na co czekać! W czwartej edycji „Trzech Płomieni” (a trzeciej, w której uczestniczyliśmy), tj. w 2009 roku lubliniecki patrol o nazwie „Jakkolwiek 402” zdobył zaszczytne II miejsce!
Dobrą zabawę i rajdowy nastrój uskuteczniliśmy już w drodze do Kielc, kiedy to podczas przesiadki na częstochowskim dworcu przypadkowo natknęliśmy na zaprzyjaźnioną ekipę z Radomska, w towarzystwie której (po doprawdy serdecznym powitaniu) wyruszyliśmy w dalszą drogę. Zasadnicza trasa rajdu miała swój początek w miejscu ukończenia poprzedniej jego odsłony – w Suchedniowie – i w pierwszym dniu przebiegała przez lasy Sieradowickiego Parku Krajobrazowego. Trzeba przyznać, że na każdym z punktów dawaliśmy z siebie wszystko, wykazując się sprytem, sprawnością, kreatywnością, współpracą na najwyższym poziomie, ale i ewidentnym urokiem osobistym. Niezapomnianym dla nas zadaniem stało się jak najszybsze wypicie szklanki wody przy użyciu połączonych ze sobą słomek – dzięki konceptowi druha Pawła Kimla, w którym słomki nacięliśmy na całej długości i nałożyliśmy na jedyną nienaciętą, opróżnienie szklanki zajęło nam parę sekund, podczas gdy inne ekipy traciły na to nawet po kilka minut. Pamiętny był też punt, na którym mieliśmy ułożyć legendę o powstaniu położonej na trasie rajdu skałki „Cygańska Kapa” – oprócz rymowanego tekstu opracowaliśmy również choreografię, co razem dało całkiem zgrabny pokaz umiejętności sceniczo-literackich naszej ekipy. Gdzieś w okolicach tego punktu mieliśmy niezły ubaw z przypadkowo napotkanego pana, który zapytał nas o drogę do Wąchocka, którą to mieścinę znaliśmy przecież tylko z żartów, a która faktycznie leżała 2-3 km dalej. Do pozostałych zadań należało m.in. skonstruowanie rakiety poruszającej się po rozwieszonym między drzewami sznurku, przenoszenie klocków haczykiem przymocowanym do 4 linek obsługiwanych z osobna (jeden człowiek do jednej linki), pokonanie labiryntu z zawiązanymi oczami za pomocą komend drugiej osoby, i wiele innych. Ostatecznie praktycznie za każdym razem zdołaliśmy w jakiś sposób zaskarbić sobie sympatię punktowych i wywalczyć bonusowe punkty. Przy okazji tradycyjnego zadania deserowego wzięliśmy sobie za punkt honoru, ażeby nasz wyrób dosłownie płonął – byliśmy nawet całkiem blisko oczekiwanego efektu, ale w rezultacie płomień był praktycznie niezauważalny, a deser niezjadliwy (cóż, gdzieś musieliśmy się potknąć!). Podczas pierwszej mety, we wsi Bronkowice, miało miejsce niecodzienne zdarzenie – podszedł do nas jeden z najbardziej charakterystycznych uczestników rajdu, tworzący jednoosobowy patrol Słowak, bardzo rozbawiony naszymi koszulkami (z Kokotka rzecz jasna). Po krótkiej rozmowie dowiedzieliśmy się co „kokotek” (czy też „kokot”) oznacza po słowacku – które to znaczenie znajduje swoje odzwierciedlenie w języku angielskim – dociekliwych odsyłam do słowników :) Drugiego dnia trasa wiodła przez Bodzentyn, a następnie ścieżkami Świętokrzyskiego Parku Narodowego aż do Świętej Katarzyny, gdzie miejsce miała druga i ostatnia meta tej edycji rajdu. Wieczorem wszyscy uczestnicy spotkali się przy tradycyjnym ognisku, nad ranem natomiast odbył się apel podczas którego lubliniecki patrol został wyróżniony wysokim II miejscem. Jak się później okazało – był to najlepszy wynik jaki nasi wędrownicy zdobyli uczestnicząc w „Trzech Płomieniach”. Był to też jedyny wyjazd, na który nikt nie wziął… aparatu! Jedyne więc fotografie jakimi dysponujemy to grupowe pożegnalne zdjęcia z ekipą radomszczańską w pamiątkowych koszulkach (czarnych z napisami „Zapraszamy na Trzy Płomienie” w różnych językach), udostępnione nam dzięki ich uprzejmości. Dzięki im za to!
Rok 2009 – zdjęcie w pamiątkowych koszulkach z ekipą z Radomska
Czasem cuda się zdarzają:) Jest jeszcze jedno zdjęcie z roku 2009:)
Jak łatwo się domyślić – i w 2010 roku na starcie rajdu „Trzy Płomienie” nie mogło zabraknąć lublinieckich harcerzy. Tym razem, podczas wypełniania formularza dotyczącego patrolu, uwagę naszą zwrócił fakt braku ograniczeń długości jego nazwy, śmiało więc i bez najmniejszej żenady postanowiliśmy nazwać się „Szczelnie skryci i zaszyci między tyci tyci wici kłoso-nici bę będziemy zapodawali w galaktyki wygibicik”. Ten rok był pamiętny przede wszystkim z jednej, bardzo prostej przyczyny – non stop padało! I tym też deszczu dotarliśmy ze Świętej Katarzyny (gdzie zakończyła się poprzednia edycja) aż do Kielc, gdzie zmarznięci i przemoczeni, doszedłszy do wniosku, że nocleg w namiocie niewątpliwie przyprawiłby sporą część z nas co najmniej o przeziębienie – załatwiliśmy sobie nocleg na strychu domostwa nieopodal klasztoru (na terenie którego znajdowała się meta). Z drobnych ciekawostek urozmaicających wspomnienia – podczas marszu zwróciliśmy uwagę na to, że mijamy drogowskazy wskazujące kierunek do Dalszyc czy Nowej Słupi, które to miejscowości występują w tekście „Ballady rajdowej”. W drugi dzień natomiast wszyscy (bez względu na poglądy sportowe) mieliśmy okazję zapamiętać nazwę i barwy kieleckiego klubu sportowego – tego dnia bowiem miał miejsce mecz Korony, przez co ulice Kielc tonęły w czerowo-żółtych szalikach, czapkach i koszulkach, wieczorem natomiast słychać było okrzyki kibiców w położonego nieopodal stadionu. Poza tym w tym roku zostaliśmy obdarowani bodaj najbardziej charakterystycznymi „trzypłomieniowymi” koszulkami – niebieskimi z logiem Super-mana, w którym zamiast litery „S” widniała wędrownicza watra. Ażeby zbędnie nie mnożyć słów – oto jaka notka pojawiła się na stronie Hufca po powrocie naszej ekipy z rajdu:
„29 Drużyna Wędrownicza "Le Millas" w dniach 14-16 maja już po raz czwarty zagościła na rajdzie "Trzy Płomienie" organizowanym przez 85 Kielecką Drużynę Wędrowniczą. Po miłej podróży dotarliśmy na start tj. do Świętej Katarzyny. Zameldowaliśmy się na punkcie startowym i ruszyliśmy w drogę. W czasie całego rajdu organizatorzy postawili na sprawdzenie sił opisanych w symbolice wędrowniczej watry, a mianowicie siły ciała, umysłu i ducha. Sprawdzenie pierwszej z sił (tzn. ciała) organizatorzy zapewnili nam poprzez długą trasę, na której w odległości od 5 do 15 km od siebie były położone punkty, a lejący ciągle z nieba deszcz sprawdził niespodziewanie naszą siłę ducha. Po pierwszym dniu wędrówki znaleźliśmy się w Kielcach. Jako że nasze środowisko jest operatywne zdołaliśmy sobie załatwić nocleg na strychu u pewnego miłego pana, gdyż warunki (pogodowe) do spania pod namiotem nie były za dobre. Drugiego dnia ruszyliśmy na grę miejską. Tu nie obyło by się bez tęgiego myślenia. Po mieście rozsypane były punkty na których sprawdzane były nasze miejetności plastyczne, logicznego myslenia, kreatywności, twórczości i zręczności. Wieczorem na placu klasztornym, który gościł cały rajd, mogliśmy odrobić punkty do których nie zdołaliśmy dotrzeć pierwszego dnia oraz rozstrzygnięty został konkurs kulinarny pt. "Żółty, pomarańczowy, czerwony". Gdy zapadł zmrok wszyscy usiedliśmy przy ognisku i zaczęliśmy śpiewać piosenki harcerskie i nie tylko. Po drugiej nocy, także spędzonej na strychu, udaliśmy do klasztoru na podsumowanie rajdu. Niestety nie udało się obronić 2-go miejsca sprzed roku, ale najważniejsza była oczywiście zabawa i integracja z innymi środowiskami. Przed powrotem udaliśmy się jeszcze na pyszną pizze. W pociągu mieliśmy czas na powspominanie śmiesznych sytuacji z całego rajdu. Jesteśmy pewni, że dzięki niezwykłej aurze, zarówno pogodowej jak i przyjaźni, rajd zapadnie nam w pamięci na dłuuuugie lata.”
Warunki pogodowe w 2010 – uwagę zwracają potoki wzdłuż ścieżki.
Na zdjęciu odwrócony stoi druh Adam Kolasa
Zdjęcie w pamiątkowych koszulkach. Druhny od lewej: Martyna Czech, Ola Augustyn,
Maja Cierpiał, Kasia Łukawska-Pasternak, Paulina Kotas.
Druhowie od lewej: Marcin Żychówska, Adam Kolasa,
Krystian Cyprys, Damian Głąb, Kuba Kłobus, Paweł Krych.
Obok, w mundurze, druh z zaprzyjaźnionej ekipy z Radomska Piotr „Woru” Jaworski.
W 2011 roku trasa rajdu biegła z Kielc, przez Daleszyce, do Łagowa, a 29DW „Le Millas” wydelegowało nań najskromniejszą (lecz tylko z liczby) reprezentację, na którą składali się: druhny Ola Augustyn, Martyna Czech i Maja Cierpiał oraz druhowie Kuba Kłobus, Paweł Krych, Adam Kolasa i Marcin Żychówka. W przeciwieństwie do roku poprzedniego, podczas tej edycji pogoda dopisywała jak w bajce, a nawet, gdy złapał nas deszcz – był on raczej letni i możliwy do przeczekania w garażu przydrożnego gospodarstwa (gdzie druh Adam poczęstował wszystkich przygotowanymi przed wyjazdem tostami z żółtym serem). W ramach corocznego zadania deserowego przygotowaliśmy bodaj najgorzej wyglądającą mieszaninę ciastek, kremu czekoladowego, jabłek i cukierków jaką tylko można sobie wyobrazić – staraliśmy się jednak z całych sił nadrobić wygląd wymyślaną na poczekaniu historią tej rzekomo tradycyjnej śląsko-kieleckiej potrawy. Drugą metą, a zarazem miejscem zakończenia 6. edycji rajdu był teren przylegający do budynku Nadleśnictwa Łagów. Tegoroczne koszulki ukazywały trzyczęściowe, biało-błękitne „zadrapanie” mające przywodzić na myśl płomienie wędrowniczej watry (taki sam motyw pojawił się na pamiątkowych naszywkach). Zabawnie brzmi wspomnienie jednej z druhen: „Na ostatnich Trzech Płomieniach od nas było tak mało osób, że nasz obóz składał się z dwóch namiotów, z czego w damskim po jakimś miesiącu czy dwóch została odnaleziona kanapka”.
Rok 2011. Od lewej: Maja Cierpiał, Adam Kolasa, Marcin Żychówka.
Krzywość min spowodowana rażącym słońcem
Rok 2011. Od lewej: Paweł Krych, Ola Augustyn, Kuba Kłobus.
Krzywość min naturalna
Rok 2011. Druhny Maja Cierpiał i Martyna Czech.
Druhna Martyna w pamiątkowej koszulce.
Wtedy, w Łagowie, nie mogliśmy jeszcze wiedzieć, że to nasze ostatnie chwile na „Trzech Płomieniach”. Z początkiem roku 2012 dowiedzieliśmy się o rozwiązaniu 85KDW „Trzy Płomienie”, co było jednoznaczne z zakończeniem ery kieleckich, majowych rajdów wędrowniczych, które pozostawiły niezmazywalne piętno w sercu każdego, kto choć raz w takowym uczestniczył.
Opracowanie i zdjęcia:
Kuba Kłobus i Paweł Krych